poniedziałek, 9 listopada 2009

H. O' Neill "Kołysanki dla małych kryminalistów"


Jest taki etap w życiu człowieka, dla którego charakterystyczne są kłopoty z cerą
i zainteresowanie tematyką narkomanii. Z tym drugim uporałam się szybciej. Oczywiście przeczytałam „My, dzieci z dworca ZOO” i „Pamiętnik narkomanki”, ale druga pozycja skutecznie zniechęciła mnie do dalszego sięgania po tego typu lektury.
„Kołysanki dla małych kryminalistów” są porównywane do książki niemieckiej narkomanki Christiane F. Czy słusznie? Nie sądzę. Przede wszystkim trzeba zauważyć, że relacja nastolatki z berlińskiego dworca zbliża się do dokumentu, natomiast książka H. O’Neill jest po prostu literaturą. I to literaturą na wysokim poziomie.
Dwunastoletnia bohaterka o niezbyt trafionym imieniu Baby wychowywana jest przez 15 lat starszego ojca – narkomana i menela. Środowisko z którego się wywodzi dziewczynka jest przyczyną jej odrzucenia przez bogatszych rówieśników, z drugiej strony – jako niesłychanie bystre dziecko zdobywa świetne wyniki w szkole, co wpływa na wykluczenie z „naturalnego” otoczenia. Mamy tu do czynienia z problematyką podobną do tej, którą kilkanaście lat temu poruszała Christiane: samotność dziecka, nałogi i prostytucja. I ważna teza, która umyka nam w codziennych debatach o galeriankach, sprawie słynnego reżysera itp. – dwunasto czy trzynastolatka jest po prostu dzieckiem. Ze wszelkimi konsekwencjami.
Nieco razić może optymistyczne zakończenie, w którym na zasadzie deus ex machina pojawia się nieznana ciotka bohaterki. Trudno uwierzyć w taki szczęśliwy zbieg okoliczności. Ale to jest właśnie prawo literatury. Smutna refleksja nachodzi czytelnika w momencie, gdy uświadamia sobie, że w prawdziwym życiu trudno o taki fart.

Ocena: 5/6

(H. O’Neill, Kołysanki dla małych kryminalistów, przeł. B. Gryczan, Wyd. Pierwsze, Warszawa 2008)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz