czwartek, 31 grudnia 2009

Carl Luiz Zafon "Marina"


To, co odróżnia "Marinę" od poprzednich powieści Zafona to stosunkowo mała obiętość: lektura w sam raz na jeden wieczór. Ale w tym przypadku zwięzła forma nie jest atutem, gdyż szybkiej lekturze towarzyszy rychłe zapomnienie, czego książka dotyczyła... Pomysł na fabułę był dość prosty, hiszpański pisarz nie ukrywał, skąd czerpał inspirację - nawiązania do "Frankensteina" są nad wyraz czytelne. Podobnie jak w powieści Mary Shelley tematyka dotyczy podejmowania prób przechytrzenia śmierci. Odniosłam jednak wrażenie, że tym razem nie udało się zachować Zafonowi równowagi między gotykiem a groteską, więc wszystkie pomysły wydają się przerysowane i raczej bawią niż przerażają (mam wrażenie, że pisarzowi zależało jednak na tym drugim).
Niemniej jednak amatorzy twórczości Zafona nie zawiodą się. Fabuła prowadzona jest bowiem w typowy dla autora sposób: bohaterowie poznając coraz to nowe osoby wysłuchują ich opowieści i w ten sposób rozwiązują zagadki przeszłości. Tym razem są to dwunastoletni Oscar oraz obiekt jego fascynacji - tytułowa Marina. Mamy w książce oczywiście typowe motywy - Barcelona owiana aurą tajemnicy i sportretowane na jej tle ludzkie namiętności. Lektura lekka i raczej przyjemna, ale nie zapadająca głęboko w pamięć.

Ocena: 3,5/6

(Carl Ruiz Zafon, Marina, przeł. K. Okrasko, C.M. Casas, Wyd. Muza, Warszawa 2009)

sobota, 26 grudnia 2009

Lea Jacobson "Amerykańska gejsza"


Hasła na okładce mogłyby zasugerować, że jest to powieść erotyczna. Nic bardziej błędnego! Jasne, mamy do czynienia z erotyką, ale przekonamy się, jak bardzo różne od naszego jest postrzeganie jej przez Japończyków.
Autobiograficzna powieść jest pokłosiem wizyty Amerykanki w Kraju Kwitnącej Wiśni. Lea, studentka japonistyki, przybyła do Azji, aby polerować swój japoński i poznać obcą kulturę. Przy okazji miała pracować jako nauczycielka języka angielskiego.
Dla dziewczyny, która miała problemy z samoakceptacją (zaburzenia odżywiania, okaleczanie się) patriarchalna Japonia nie jest bezpieczną przystanią. Wkrótce po przyjeździe dziewczyna przekonuje się, jak niski jest status społeczny japońskich kobiet. W książce nie brakuje szerszych analiz tego zjawiska, nadto autorka chwali się znajomością teorii tzw. drugiej fali feminizmu, co znacznie rozszerza konteksty rozważań. Jacobson próbuje nas także przekonać, jak wielka jest niechęć Japończyków do osób, które wyłamują się spod sztywnych reguł społecznych: bohaterka traci pracę w szkole, ponieważ zgłosiła się do psychologa po receptę na leki uspokajające, aby pokonać lęk przed podróżą samolotem. Lekarz uznaje ją za zagtożenie i alarmuje dyrekcję szkoły. Kończy się to koniecznością znalezienia nowego zajęcia, a idealną posadą wydaje się zajęcie hostessy, które polega na przyciąganiu klientów do baru, prowadzeniu z nimi flirtu i zachęcaniu ich do kupowania najdroższego alkoholu. Praca jest doskonałą okazją do dywagowania o japońskiej estetyce, w której najbardziej liczy się jest przemiana, przepływ świata. Hostessy porównywane do kwiatów w ikebanie wchodzą w rozmaite układy wyłącznie po to, aby umilać wieczory spracowanym biznesmenom. Wszystko opiera się na grze pozorów, udawaniu, a nie na rzeczywistym kontakcie fizycznym. Dogłębna analiza tego zjawiska jest bodaj największym walorem powieści Jacobson, która za możliwość poznania Japonii innej od prezentowanej w turystycznych przewodnikach zapłaciła wysoką cenę.

Ocena: 5/6

[L. Jacobson, Amerykańska gejsza, przeł. A. Wyszogródzka-Gaik, Wyd. Świat Książki, Warszawa 2009]

Olga Tokarczuk "Prowadź swój pług przez kości umarłych"


Cynizm nigdy nie ułatwiał odbioru powieści Tokarczuk. W przypadku najnowszej powieści przeszkadzał mi może nawet bardziej. Już sama próba wskazania nowego gatunku, jakim miał wedle autorki być thriller moralny budzi wątpliwości. Pisarka konsekwentnie obudowuje swoje utwory metafizyką w duchu New Age, a etyczne rozważania są zbyt banalne, aby kogokolwiek zdołały zafrapować. Główna bohaterka, nieutożsamiająca się ze swoim imieniem Janina Duszejko, odkrywając kolejne zwłoki mieszkańców wioski leżącej gdzieś w Kotlinie Kłodzkiej, nabiera przekonania, że to zwierzęta mszczą się na ludziach za urządzanie polowań. W całej książce przeszkadza tendencja, która, niestety, jest zbyt nachalna, aby wywołać refleksję. Jasne, na poziomie idei wypada się z Tokarczuk zgodzić, ale lichusieńka fabuła, sztuczne postaci, którym (może oprócz protagonistki) brakuje motywacji, a w szczególności łopatologiczne dywagacje o horoskopach, układach planet etc. wywołują niechęć. I na nic zdały się wplatane na siłę cytaty z Blake'a. Tokarczuk chciała złapać zbyt wiele srok za ogon, a wiadomo, czym to się kończy...

Ocena: 2/6

[O. Tokarczuk, Prowadź swój pług przez kości umarłych, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009]

sobota, 19 grudnia 2009

Camilla Lackberg "Księżniczka z lodu"

Nie należę do miłośników powieści kryminalnych, wyjątek robię dla skandynawskich realizacji tego gatunku. Niestety, na tle cenionych przeze mnie książek Mankella i Larssona pierwszy tom trylogii Camilli Lackberg wypada blado. Chociaż hasło na okładce głosi, że mamy do czynienia z najlepszą po "Millenium" powieścią kryminalną, to trzeba zaznaczyć, iż oboje pisarzy oddziela przepaść.
Podczas lektury "Księżniczki z lodu" cały czas towarzyszyło mi przekonanie, że "gdzieś już to czytałam". Kryminał sprawia wrażenie utkanego z fabularnych ready-made'ów, a najbardziej irytujące jest kreowanie głównej bohaterki na skandynawską Bridget Jones (niektóre sceny to wręcz kalki).
Jakkolwiek interesujący zamysł: tajemnicza zbrodnia i jej związek z wpływowym rodem, hermetyczne środowisko skandynawskiej prowincji i wątki przemocy wobec kobiet, został zdecydowanie lepiej wykorzystany w powieści "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet", to jednak naprawdę pogrążył go wątek romansowy - jakże infantylny, który przypomina próbę skrzyżowania stylu Helen Fielding z cyklem "Desire" Harlequinów... Zdecydowanie wolę kryminały Leeny Lehtolainen, które eksplorując kobiecy punkt widzenia, nie spłycają go i nie trywializują. Główna bohaterka "Księżniczki..." - Erica i jej miłosne perturbacje budzą zażenowanie. Aż trudno uwierzyć, że mamy do czynienia z kobietą wykształconą, z pisarką. A właściwie autorką biografii, bo drogą do "prawdziwej" pisarskiej kariery ma być gatunek określany jako true crime, do czego materiału dostarczy śledztwo w sprawie morderstwa przyjaciółki z dzieciństwa.
"Księżniczka z lodu" jest doskonałym dowodem na to, że dobre składniki nie są gwarantem smacznej potrawy, do ich połączenia potrzeba bowiem utalentowanego kucharza. Niestety, Lackberg jawi się jako ktoś, kto próbuje wypłynąć na fali popularności skandynawskich kryminałów, nie mając nic do zaoferowania. Pierwsza część cyklu dość skutecznie powstrzyma mnie przed sięgnięciem po następne.

Ocena: 2,5/6

[Camilla Lackberg, Księżniczka z lodu, tłum. I. Sawicka, Wyd. Czarna Owca, Warszawa 2009]