niedziela, 7 marca 2010

M. Rejmer - "Toksymia"



Sugerując się wyłącznie okładką, wiedziałam, że nie będzie to książka lekka, łatwa i przyjemna. Wiedziałam to także dlatego, że od czasu do czasu przeglądam „Lampę”, w której już wcześniej można było zapoznać się z tekstami Rejmer. Paweł Dunin – Wąsowicz musi chyba posługiwać się szóstym zmysłem, ponieważ znowu udało mu się odkryć całkiem niezłą pisarkę.

Na pewno nie będzie to lektura dla wszystkich, bo epatowanie brzydotą niejednego może przyprawić o niestrawność. Mnie, która w sporze turpistów i klasycystów od zawsze była po stronie drużyny Grochowiaka, zupełnie jednak ta lektura usatysfakcjonowała i to z kilku powodów. Przede wszystkim książka pisana jest stylem, który powoli staje się reprezentatywny dla młodych autorów, których książki wydawane są przez Lampę i Iskrę Bożą. Krótko mówiąc w trakcie lektury „Toksemii” co kilka wersów na twarzy pojawia się uśmiech, który błyskawicznie znika pozostawiając miejsce wrażeniu, że nie ma się z czego śmiać.
Groteskowe perypetie nietuzinkowych postaci, z których żadna nie ma prawa budzić sympatii, opisywane są bez patosu, czego najlepszym przykładem jest wprzęgnięcie w akcję ponad osiemdziesięcioletniego powstańca zbyt nachalnie adorującego młodziutką dziewczynę.

Jednak na pierwszym planie występuje wszechobecna śmierć, która przejęła władzę nad życiem wykreowanych przez Rejmer bohaterów. Cień sympatii budzić może Patrycja, dla której jest ona czymś zupełnie naturalnym i oczywistym. To jasne, bo matka Patrycji była pediatrą, ojciec geriatrą a ona sama poszła o krok dalej i zajęła się… tanatopraksją :-)

Ocena: 5/6 (z niecierpliwością czekam na kolejną książkę Małgosi Rejmer)

[M. Rejmer, Toksymia, Wyd. Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2009]