poniedziałek, 4 stycznia 2010

Bernhard Schlink "Lektor"


Hannah Arendt szukając korzeni totalitaryzmu zwróciła uwagę na banalne zło - czynione automatycznie, więc bezrefleksyjnie. Takie postrzeganie problemu budzi ambiwalentne uczucia - z jednej strony trudno nie przyznać filozofce - łatwiej wykonywać rozkazy niż je analizować, ale z drugiej strony pojawia się wątpliwość: czy nie jest to zbyt łatwe wytłumaczenie? Niestety, Schlink, opierając się na myśli Arendt, zrobił to bezkrytycznie. I to jest główny zarzut, który stawiam tej powieści.
Głównego bohatera, Michaela poznajemy, kiedy, jako piętnastoletni uczeń nawiązuje romans z dojrzałą konduktorką Hanną. Płomienne uczucie, którym chłopiec obdarzy dwukrotnie starszą od siebie kobietę, wywrze piętno na jego dalszym życiu. Gdy Hanna niespodziewanie wyprowadza się z domu i zrywa z chłopcem wszelkie kontakty, nawet nie może przypuszczać, że spotkają się za kilka lat w zgoła odmiennych okolicznościach. Bowiem po upływie kilku lat losy Michaela, młodego studenta prawa skrzyżują się z losami Hanny na sali rozpraw. Są to lata procesów zbrodniarzy hitlerowskich.
Jak się okazuje, Hanna była aufzejerką w obozie dla kobiet, ponadto odpowiada za śmierć grupy więźniarek, które zamknięte w kościele podczas ewakuacji obozu, spłonęły żywcem, bo zamknięte od zewnątrz drzwi nie zostały otwarte podczas pożaru. Autor prezentując mroczną przeszłość bohaterki stara się szukać dla niej usprawiedliwień. I okazuje się, że Niemka nie tylko nie analizowała otrzymanych rozkazów, ona po prostu nie umiała ich odczytać! Była tylko trybikiem w wielkiej machinie. I znów pojawia się ambiwalencja: trudno nie zgodzić się, że Holocaust mógł się wydarzyć dzięki takim ludziom jak Hanna - będącymi wyłącznie trybikami w machinie totalitaryzmu, ale nie powinno się dawać im łatwych usprawiedliwień.

Ocena: 4/6

[B. Schlink, Lektor, przeł. K. Niedenthal, Warszawa 2009]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz