sobota, 4 grudnia 2010

Charlotte Link "Echo winy"



Pisanie pracy magisterskiej kompletnie mnie wessało. Od kilku miesięcy jest to dla mnie stan permanentny. Główne objawy z nim związane to odłożenie na bok wszelkiej "poważnej" literatury, a przede wszystkim zaniechanie pisania o czymś innym niż postmodernizm, banalizm, postfeminizm czy supermarket kultury.
Od czasu do czasu - dla zdrowia psychicznego - podczytuję sobie kryminały i gromadzę zbiory na czas "po obronie". Więc już teraz z półek melancholijnie spoglądają na mnie Mario Vargas Llosa, A.S. Byatt, Aldous Huxley i inni, którzy muszą poczekać na lepszy czas, który nastąpi - optymistyczna wersja - w styczniu.

Przerwę w dywagowaniu na temat kobiecej tożsamości poświęciłam na lekturę "Echa winy". Dotąd nie czytałam nic, co wyszło spod pióra tej niemieckiej autorki, docierały do mnie tylko pochlebne opinie na temat jej twórczości.

Czytając powieść zastanawiałam się, skąd tyle pozytywnych wypowiedzi, które tu i ówdzie można o Link przeczytać. Bowiem pierwsza część książki kompletnie mnie rozczarowała. Miałam nawet zrezygnować z dalszej lektury, bo skoro praca magisterska lub myślenie o niej ;) zajmuje większość mojego wolnego czasu, to krótkiej chwili wytchnienia mogłabym poszukać w jakiejś ciekawszej lekturze. "Echo winy" doczytałam jednak do końca. I dobrze!

W swojej fabule Link splata kilka prezentowanych równocześnie wątków. Są rodzice, których dzieci stały się ofiarami mordercy o pedofilskich skłonnościach, jest też naiwne dziewczę, na które dybie psychopata. Poznajemy też losy dwóch małżeństw, których drogi splotły się w smutnych okolicznościach. Niemcy - Livia i Nathan Moore tracą dorobek życia, gdy ich łódź idzie na dno. Pomocy udzielają im angielski bankier Fredric Quentin i jego żona Virginia, którą zafascynuje tajemniczy przybysz. Angielka, ze swoimi dylematami, wyrasta na główną bohaterkę thrillera. Szkoda, bo dla mnie jest postacią kompletnie niewiarygodną, w kireujące nią motywacje i zachodzące w niej przemiany, trudno było mi uwierzyć.

Podczas lektury pierwszej części zamiast pytać: "co się stanie?", zastanawiałam się: "jak autorka poprowadzi akcję?". Mam świadomość, że ten "efekt obcości" nie został wprowadzony przez autorkę celowo. Na szczęście drugą część powieści czytało mi się zdecydowanie lepiej. Mimo obmierzłej protagonistki, która jest postacią tak antypatyczną, że wręcz życzy się jej, aby spotkało ją coś złego. Tajemnica z przeszłości mało mi wyjaśniła, bo Virginia po prostu zawsze była zepsuta. Brnęłam jednak dalej, ponieważ podobał mi się wątek z poczynaniami zboczeńca i opis doświadczanej przez rodziców ofiar straty.

Ponieważ Link udało się utrzymywać napięcie, a rozwiązanie intrygi mogło zaskoczyć, warto przemęczyć się czytając o rozterkach zblazowanej Virginii Quentin.

Ocena: 3,5/6

(Ch. Link, Echo winy, przeł. M. Archman, wyd. 2, Wyd. Sonia Draga, Katowice 2010.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz